niedziela, 22 października 2017

Czy wystarczy sił by wrócić tam za rok?

Bieszczady witały nas piękną pogodą i cudownymi barwami. Nic, zupełnie nic nie zapowiadało tego, że to będzie bardzo pechowy wyjazd. Do Ustrzyk Górnych podrzucił nas Rybak. Zaplanował sobie parę godzin łowienia rybek w Sanie. Wieczorem miał wrócić do domu. Niestety bliskie spotkanie z sarenką przebiegającą przez szosę te plany zmodyfikowało. Rybak i jego samochód wrócili do domu lawetą. Auto jest nadal u mechanika, a sarenka zginęła na miejscu (dodatkowo wpadła pod TIR)

 Niedzielny spacer w stronę Wielkiej Rawki.








Wieczorem zaplanowałyśmy poniedziałkową wędrówkę.

Miałyśmy (wina (: PKSu, bo za szybko jechał) wejść od Wołosatego przez Przełęcz Bukowską - Rozsypaniec - Halicz - Przełęcz Goprowską (1160 m n.p.m.) - Przełęcz pod Tarnicą (Siodło, 1286 m n.p.m.) - Szeroki Wierch (1315 m n.p.m.) - Ustrzyki Górne , a poszłyśmy od strony Widełek - przez Bukowe Berdo (1313 m n.p.m.) - Krzemień (1335 m n.p.m) - Przełęcz Goprowską (1160 m n.p.m.) - Przełęcz pod Tarnicą (Siodło, 1286 m n.p.m.) - Szeroki Wierch (1315 m n.p.m.) - Ustrzyki Górne. Obie trasy są długie i wymagające dobrej kondycji fizycznej, obie są nam też dobrze znane i w zasadzie było nam obojętne którą idziemy.




 Całe morze opieniek (: Na terenie BPN zbieranie grzybów jest zabronione. Jak widać te się uchowały, ale widziałam sporo ludzi z grzybami, a nawet małymi buczynkami w reklamówkach, schodzących z gór od strony Rawek.

 Po godzinie wędrówki moje samopoczucie zaczęło być nie najlepsze.


 Odpoczynek w wiacie niewiele zmienił.









Do Ustrzyk wróciłyśmy późno. Moje samopoczucie z każdą chwilą było coraz gorsze. Rano było już wiadomo, że nie dam rady iść w góry. Razem z kuzynką podjęłyśmy decyzję o powrocie do domu. Do Sanoka dojechałyśmy PKSm, a dalej już autem. Wyjechał po nas mój brat stryjeczny (mąż kuzynki) Szkoda mi bardzo kuzynki, która cały rok czekała na ten wyjazd, tym bardziej mi jej żal, że pogoda była przepiękna, a my najczęściej chodzimy w deszczu i mgle. Tak to zakończył się mój wyjazd, który miał trwać parę dni, a trwał chwilkę tyko. Następny, zaplanowany na koniec października, wyjazd w Bieszczady z córką też został odwołany. Mam już za sobą wizyty u dwóch lekarzy i postawioną jakąś bardzo niejasną diagnozę. Ogólnie czuję się jak ta (poniżej) kupa liści, a

chciałabym czuć się tak złociście jak te tu (:



3 komentarze:

  1. I będziesz się tak czuła, jestem pewna. Potrzebna rzetelna diagnostyka, dobrane leki i będzie dobrze. Oczywiście w zależności od diagnozy może trzeba będzie trochę ograniczyć wysiłek fizyczny, na razie nie ma się czym przejmować, tylko dobrego lekarza znaleźć. Dużo zdrowia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. i tak bywa....
    może będą jeszcze wyjazdy w piękniejszą pogodę...
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń