Dopadło mnie nieplanowane malowanie pokoi, z czym wiąże się utrata dostępu do komputera (oddałam go osobie bardziej potrzebującej), ale uległam namowom syna i pędzel poszedł w ruch. Na szczęście nie ja nim machałam, ale dziecię:) Ja oddałam się całkowicie boleściom kręgosłupa. Dopiero od 4 dni jest na tyle lepiej, że mogę bardziej optymistycznie patrzeć na ten świat. Dopadła nas też nieplanowana wycinka drzew w starszym lesie. Sąsiad zażyczył sobie, aby żadna z gałęzi nie wystawała za miedzę. Praca była bardzo smutna i ciężko na sercu jest mi ciągle. Ludzka głupota nie ma granic i wcale mnie nie dziwi wszystko to, co dzieje się z klimatem i pogodą na naszej Ziemi.
I tak tylko pozwoliłam sobie na jeden niedaleki wyjazd z córką i chodzenie od ławeczki do ławeczki:)
Domowe widoki:)