Matki bywają różne, są lepsze i gorsze są dobre i te bardzo złe i okrutne. Ja miałam szczęście moja była z tych dobrych. Po raz pierwszy matką została w wieku 17 lat. Obecnie wydaje się to przerażające, ale w tamtych czasach było jeszcze całkiem zwyczajne. Pomimo to zawsze z tego powodu było mi jej żal. Do dzisiaj nie wiem, czemu mój dziadek postanowił wydać swoją najstarszą córkę tak wcześnie za mąż. Miała wielkie szczęście, że wydał ją za dobrego człowieka. Matka była samoukiem. Niezwykle oczytana o szerokim spojrzeniu na świat. W teatrze i operze była więcej razy niż jej dzieci razem wzięte:). Od chwili zamążpójścia pracowała bardzo ciężko. Wychowanie sześciorga dzieci bez tych wszystkich udogodnień, jakimi otaczamy się teraz, było już nie lada wyczynem. Do tego dochodziła praca na polu i przy hodowanych zwierzakach. Czasem zastanawiam się, czym zasłużył się opatrzności mój ojciec, że obdarowała go taką niezwykłą kobietą :). Dla ojca liczyła się przede wszystkim ziemia i dzieci i to w takiej właśnie kolejności (te dzieci były chyba potrzebne do pracy na jego ziemi ;) ) Przez kilka lat wszystkie obowiązki względem ziemi, zwierząt i dzieci spełniała sama. Był to bardzo ciężki czas dla całej rodziny, czas choroby naszego ojca. Zaoranie koniem kilku hektarów ziemi jest pracą niewyobrażalnie ciężką i żmudną. Do codziennej pomocy miała jedynie swoje dzieci. Przez te kilka lat wszystkie dzieci dostały niezłą szkołę życia, dzięki czemu umiemy przetrwać czasy trudne i cieszyć czasami lepszymi:). Była kobietą bardzo szanowaną przez mieszkańców okolicznych wsi. Nie mającą nigdy z nikim zatargu i niezgody. Bardzo
skromna i niezwykle pracowita. Umiała czytać książki
i jednocześnie robić swetry na drutach. W zimie szyła sukieneczki i
fartuszki dla córek. Latem soki, powidła i kiszonki. Przez całe swoje życie
przyniosła niezliczone wiadra wody ze studni oddalone aż o 50 metrów od domu.
Woda do mycia , prania, gotowania, woda
dla zwierząt. Upiekła setki chlebów i pierogów z makiem. Wydoiła niezliczone wiadra mleka i usmażyła niezliczoną
ilość naleśników, racuchów, placków. Ulepiła tysiące pierogów z serem,
truskawkami, kapustą. Przez kilkanaście lat w czasie wakacji karmiła i
opiekowała się rodzinnymi dziećmi z Wrocławia. Był czas, że do stołu zasiadało
więcej niż dziesięcioro dzieciaków. Zawsze była ulubioną ciocią i babcią :)
Wszystkie zmartwienia i choroby dzieci i
wnuków były jej zmartwieniami i
chorobami. Wszystko mnożone razy sześć, razy piętnaście tak samo szczęście, jak
i nieszczęście
Matka jak większość dobrych ludzi odeszła zbyt wcześnie. Niedługo minie 14 lat od jej śmierci a tak jeszcze chciałoby się pojechać, zadzwonić i pogadać o wszystkim i o niczym. Po jej śmierci i ojciec stracił cała swoją wolę życia i on już kilka lat temu odszedł. Niedługo w domu rodzinnym najprawdopodobniej zamieszkają obcy ludzie...
Dusza tego domu
szukam jej śladów pod płotem
miękko stawiam stopy
kłaniam się pokrzywom
warującym w progu
dotknąć tego życia
zdmuchnąć warstwę kurzu
zakręcić korbą przy studni
razem z wodą w wiadrze wyciągnąć czas przeszły
dotykam zimnego pieca
wsłuchuję się w ciszę
chwytam w nozdrza trop
a gdy jest tuż tuż
gdy wyciągam dłoń jak chciwiec po worek złota
widzę jak mi się wymyka
znika w ciemnej sieni
przepasana fartuchem i pachnąca mlekiem
dusza tego domu
Po lewej mama ze swoją babcią, a po prawej mama ze swoją młodszą siostrą Marysią.
Zdjęcia wykonane w 1939 roku.
Mama ze swoją siostrą. Zdjęcia wykonane tuż przed jej zamążpójściem.
Tak się złożyło, że wszystkie trzy siostry Nadzieja, Maria i Danuta odeszły zbyt wcześnie od swoich bliskich a każda z nich była kamieniem węgielnym dla swojej rodziny.