sobota, 29 czerwca 2019

Natura jest szczodra.

Zdarzył się cudowny dzień bez komarów. Wiało tak pięknie, że komarki nie miały szans :)
 W ten bezkomarowy dzień byłam na jagodach. Sosnowe lasy w te upały pachną bardzo intensywnie żywicą.



Bug też obdarza swoimi dobrami :)


***
Pierwszy ocet wieloowocowy z dodatkiem mięty.


Zaczęłam też kisić ogórki. Trochę za wcześnie, ale kto wie, czy będą dłużej. Możliwe, że zwyczajnie wyschną :(


czwartek, 27 czerwca 2019

Orzechy włoskie nie służą do jedzenia (Z CZEGO ŻYJĄ LUDZIE)

W tym roku orzechów jest bardzo mało. Zastanawiałam się nawet czy cokolwiek robić z tych zielonych, ale że mam duży zapas suszonych to zerwałam te tegoroczne zieleńce.
Dużo ciekawych informacji o orzechach można się dowiedzieć ze strony Juglon – substancja toksyczna z orzecha


Teraz tego żałuję, bo mogłam je jesienią sprzedać za wielkie pieniądze Chińczykom :):)

***
"Łupiny orzechów włoskich, które u nas wyrzuca się do śmieci, dla Chińczyków są inwestycją kapitału lepszą niż lokata w banku. Nic dziwnego, że hodowcy tego gatunku orzecha stają się milionerami.
Choć Chiny od lat są światowym liderem produkcji orzechów włoskich (43 proc. wszystkich hoduje się właśnie tam), rzadko kiedy przy okazji tej informacji dodaje się, że gros lokalnej produkcji nie zalicza się do branży spożywczej, lecz… rozrywkowej. Zwyczaj obracania w dłoni pary orzechów w łupinach sięga tam jeszcze III w. naszej ery i od setek lat w pewnych kręgach stanowił wyraz statusu społecznego.
Dopiero jednak w ostatnim dziesięcioleciu, na fali mody na starożytne chińskie tradycje upowszechnił się na masową skalę zwłaszcza wśród przedstawicieli nowej chińskiej klasy średniej oraz gangsterów. Właśnie oni napędzili biznes opisywanego przez Yahoo Finance Li Zhanhua, rolnika z przedmieść Pekinu, który jeszcze 10 lat temu klepał biedę uprawiając pszenicę i kukurydzę. Gdy odkrył, czym dla „nowobogackich” stają się popularne przed wiekami orzechy w dłoni, natychmiast się przebranżowił i dziś na swoich orzechowych drzewach zarabia rocznie 2 mln juanów  (ok. 1,078 mln PLN)
– Niedawno sprzedałem parę orzechów za 160 tys. juanów – chwali się Li Zhanhua, co znacznie przewyższa zwykłe ceny par, sprzedawane zwykle po ok.1-2 tys. juanów.  – Nawet te wyglądające zwyczajnie mogą być, zależnie od wielkości, warte więcej niż złoto – dodaje.
Rzeczywiście, w podpekińskiej miejscowości Laiszui , gdzie mieszka rolnik, podobizny zwykłego orzecha spoglądają na przechodniów z wielu wystaw i billboardów. To tu w szczycie orzechowego sezonu odbywa się słynny targ, na który przybywają pośrednicy i kolekcjonerzy z całego kraju, szukając okazów idealnych.
Dla orzechowych koneserów jadalny środek jest zupełnie nieważny. Liczy się tylko brązowa łupina: jej rozmiar, kolor a przede wszystkim rodzaj pofałdowania, rzadko spotykany wśród odmian powszechnych w Europie. Najwyższe ceny osiągają tylko pary okazów z identycznym lub podobnie symetrycznym układem jak najgłębszych rowków i wzniesień oraz w odcieniu głębokiego brązu. Dla celów kolekcjonerskich bywają wcześniej polerowane, a czasem nawet oprawiane w uchwyty ułatwiające zabawę nimi.
Według raportów ekonomicznych, omawianych w Yahoo Finance wielu Chińczyków woli inwestować swój kapitał w orzechy niż nisko oprocentowane lokaty bankowe. Pary lśniących orzechów liczących sobie dziesiątki albo i setki lat trafiają raz po raz pod licytacje w słynnych domach aukcyjnych, ciągle wzbudzając zdumienie wśród klientów zachodnich. – Mają dużą wartość kolekcjonerską, a obracanie ich w dłoniach stymuluje mózg i poprawia krążenie w całym ciele – przekonuje przedsiębiorca orzechowy z Laiszui, Zhang Guifu.
Liczą się nawet orzechy ciągle dojrzewające na drzewach, które stały się wręcz obiektem hazardu. W popularnych „zakładach o łupinę” pośrednicy zakładają się o przyszły kształt i cenę okazów ciągle pozostających w zielonej powłoce.
Główną bolączką farmerów nie są zatem teraz wahania popytu - bo ten, mimo wieszczonego co jakiś czas krachu, stale rośnie, lecz kradzieże z pól. Stąd w okolicy Laiszui nie dziwi widok gajów orzechowych ogrodzonych drutem kolczastym, naszpikowanych kamerami i strzeżonych przez szkolone psy."
Podpis: Anna Druś
Tekst pochodzi ze strony:https://www.pb.pl/orzechy-wloskie-nie-sluza-do-jedzenia-z-czego-zyja-ludzie-771797

środa, 26 czerwca 2019

Lawendowa ścieżka.






Lawenda bardzo lubi mój ogród kwiatowy. Świetnie radzi sobie na tym suchym i kredowym podłożu.
Całkiem dobrze znosi suszę. Nie jest podlewana.


wtorek, 18 czerwca 2019

"Moralność na talerzu"

"Na świecie spożywa się więcej niż 1,1 mln ton migdałów rocznie. Najwięcej je ich Unia Europejska, na drugim miejscu są Stany. Największym producentem migdałów na świecie jest Kalifornia. Ten jeden stan odpowiada za niecałe 80 proc. globalnej produkcji. Jeszcze w połowie lat 90. pod uprawę migdałów w Kalifornii było przeznaczone ok. 170 tys. hektarów ziemi. Ale wraz ze wzrostem popularności w tym roku uprawy przebiły już powierzchnię pół miliona hektarów! To tyle co dziesięć Warszaw. I teraz ciekawostka. Żeby wyprodukować jeden migdał, trzeba zużyć prawie 5 litrów wody. To trzy razy tyle, ile potrzebuje jedna truskawka i cztery razy tyle, ile jedna kiść winogron. Plantatorzy migdałów wpadli we własną pułapkę. Odpowiadając na globalne zapotrzebowanie, powiększali uprawy, drastycznie zwiększając zużycie wody. To makabra dla stanu, który przez sześć lat aż do kwietnia tego roku walczył z największą suszą w historii. Kiedy nowe prawo stanowe zmuszało zwykłych mieszkańców do ograniczenia zużycia wody o jedną trzecią, plantatorzy mogli podlewać swoje drzewka bez ograniczeń. Suchej nitki nie zostawiono na małżeństwie Resnicków. Lynda i Stewart mają fortunę wartą 4 mld dolarów, którą zbili na uprawie i przetwórstwie owoców i orzechów. Ich kalifornijski agrobiznes pochłania rocznie 450 mld litrów wody. (To tyle samo, ile ponad 865 tys. mieszkańców San Francisco zużyłoby przez 10 lat!). Dwie trzecie idzie na podlanie plantacji migdałów i pistacji, które uprawiają na 26 tys. hektarów ziemi. I tak migdałowi biznesmeni zostali nazwani przez Kalifornijczyków wieprzami wysysającymi całą wodę z koryta. A to nie koniec." więcej

Zostańmy więc przy własnym talerzu :)


środa, 12 czerwca 2019

Troszkę za ciepło.

W dzień upalnie, a w nocy duszno. Otwarte okna niewiele pomagają. Od kilku dni staję o 4 rano, aby ogarnąć ogród i zwierzęta. Wszystko, co żyje, szuka cienia i wody. Królicze mamy piją po półtora litra wody dziennie. Trudno w te upały być króliczą mamą.


Roślinki radzą sobie, jak mogą. Krzewy i byliny upał znoszą znacznie lepiej nią rośliny jednoroczne. 



Cmentarne wyrzucone w kosodrzewiny też mają się dobrze.

 
Żylistek zachwyca mnie niezmiennie . 


Nie chce mi się gotować. Stać przy dodatkowym źródle ciepła nie jest fajnie. Jemy głównie herbatę, truskawki i sałatę :) :) Dobrze jest jedynie ciepłolubnym kotom. Loki znalazł sobie nową miejscówkę w kwietnej części ogrodu :)




czwartek, 6 czerwca 2019

wtorek, 4 czerwca 2019

Czerwcowe widoki z okien.






Czerwcowe widoki z pola :)


 

 







Nowy nabytek do kurnika :)
Kurki rasy dominant blue.


Nowe, bo z 1 czerwca maluszki :)


I suszenie wszystkiego, co o tej porze się da :)
Lubczyk i mięta.



Na koniec moja bardzo ulubiona róża.


Nastały bardzo upalne dni i wszystko, co rośnie, potrzebuje znowu deszczu.