I znad granicy już nadciąga
powiewem zimnym gnany śnieg,
za chwilę strażnik naurąga,
że takim czasem jedzie człek,
poburczy, paszport stłamsi w dłoni
spode łba spojrzy granic stróż
i pożałuje sań i koni
patrząc za samochodem w kurz.
A ot, i droga, brzozy, chaty
i stoi nowy biały słup,
a na nim napis, szyld siodłaty
i śnieg jak kasza z brudnych krup,
szarość przykryta niebem sinym,
sople zamarzłe w kształcie łez,
zielony strażnik z karabinem,
a za nim chudy, nędzny pies
Jarosław Iwaszkiewicz