Brak prądu, brak gazu i wielka chęć kawy taki był dzisiejszy ranek. O szóstej trzydzieści rozpaliłam w kuchni pod orzechem i była śnieżna kawa (błogosławiony niech będzie mój mąż zdun domorosły).
Wiem, czyj to las: znam właścicieli.
Ich dom jest we wsi; gdzieżby mieli
Dojrzeć mnie, gdy spoglądam w mroku
W ich las, po brzegi pełen bieli.
Koń nie wie, czemu go w pół kroku
Wstrzymałem: żadnych zagród wokół;
Las, jeziora - tylko tyle
W ten najciemniejszy wieczór roku.
Dzwonkiem uprzęży koń co chwilę
Pyta, czy aby się nie mylę.
Tylko ten brzęk - i świst zawiei
W sypiącym gęsto białym pyle.
Ciągnie mnie w mroczną głąb tej kniei,
Lecz woła trzeźwy świat nadziei
I wiele mil od snu mnie dzieli,
i wiele mil od snu mnie dzieli.
Robert Frost w tłumaczeniu Barańczaka
Na stabilny prąd przyszło trochę poczekać, ale w końcu stał się. Przyjechali panowie i zrobili co mogli.
Dalej jestem na kaszy jaglanej. Mam wielkie szczęście, że ją bardzo lubię. Wątpię tylko, że schudnę te dwa zbędne kilogramy. Za mocno ją jednak lubię:) Dzisiaj nawet upiekłam w duchówce chrupkie chlebki jaglane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz