Niedzielny z bratem po wyschniętych bagnach i lasach. To nasze pierwsze (od czasów dzieciństwa) bezcelowe kilkugodzinne spacerowanie:)
Drugi spacer w towarzystwie siostry numer 3 był nieco krótszy. Nie chciałam zamęczyć kobiety, bo się zniechęci :) Jak widać, drzew w lesie nadal ubywa i to w zatrważająco szybkim tempie.
Leszczyna sobie kwitnie i uczula co niektórych :):)
Mnie nie.
Zniszczona leśna droga przez ciężki sprzęt używany do wycinki drzew.
Wielka moja radość:) Zakwitły pierwsze przylaszczki.
A w ogródku i sadzie kwitną przebiśniegi. Takie trochę zaskoczone, bo nie widzą tego śniegu, przez który miałyby się przedzierać.
A w domu króluje koci zen:)
I nawet pisklęta go nie ciekawią.
Ten maluch z jasnym łebkiem jest kogutkiem :)
Ma zastąpić starego koguta, który stał się ostatnio bardzo agresywny. Kiedyś tam będzie z niego niezły rosół a miał szansę na długie życie. Widać jednak agresywne nastawienie do świata nie popłaca:)
***
Dzisiejszy tłusty dzień obył się bez słodkości, bo pyszności idą mi w boczki, a mąż wolał zjeść placki kartoflane :)
Wędrówki, zwierzęta, lubię 😊
OdpowiedzUsuńCzyli wiosna?
Chyba tak. Dzisiaj przyleciały żurawie.
UsuńPrzylaszczki. Jak ja ich dawno nie widziałam...
OdpowiedzUsuńCalutki rok :)
UsuńMoże w Norwegii ich poszukaj.
już kurczaczki, też bedziemy brali
OdpowiedzUsuń:)
UsuńWórnia się ślicznota, moze nie będzie musiał być agresywny :) czyli zima zawiodła...
OdpowiedzUsuńMarna z Ciebie wiedźma:) Nie zginiesz na stosie:):)
OdpowiedzUsuń