Bieszczady powitały nas deszczem, a pożegnały śniegiem. Jak zawsze w górach czas płynie zupełnie inaczej niż na nizinach, co jest wynikiem wpływu grawitacji na szybkość upływu czasu:)
Szlakiem na Jeziorka Duszatyńskie i Chryszczatą
Parę lat temu szłam tym szlakiem z kuzynką. Szłyśmy aż do Cisnej, dźwigając na plecach bardzo ciężkie plecaki. Z tamtego czasu najlepiej pamiętam zmęczenie:) Ten marsz z lekkim plecaczkiem, pomimo iż początkowo w deszczu był samą przyjemnością, tym bardziej że po południu wyjrzało słoneczko:)
Zachwyt najprawdziwszy:)
Odrobina jesieni, bo niestety kolory w Bieszczadach będą dopiero za kilka dni:(
Odrobina wiosny.
Jeziorka Duszatyńskie dla ciekawskich:)
Komańcza, z której wiedzie ten szlak, kojarzy mi się z bardzo ulewnym deszczem, który padał nieprzerwanie cały dzień i wątróbką drobiową zakupioną w pobliskim sklepie, którą smażyłam w puściutkiej kwaterze, dla siebie i córki. O tamtej pory bardzo deszczowe dni nazywamy czasem wątróbkowymi :) Wtedy Komańcza była dla nas bazą wypadową w stronę Beskidów.
Cerkiew w Komańczy dla ciekawskich:)
Z Mucznego na Bukowe Berdo i ten szlak przedreptałam już kilkakrotnie. W różnych porach roku i przy różnej pogodzie. Od mojego ostatniego wędrowania szlak uległ wielu zmianom. Poprawiło się oznakowanie i w wielu miejscach przycupnęły ławeczki, co dla ludzi nieśpiesznych jest bardzo miłe:) Ja po prawdzie częściej wchodziłam na Bukowe szlakiem niebieskim z Pszczelin, ale tym razem poganiał na czas i wybrałam ten krótszy i łatwiejszy, czyli żółty. W dole pogoda była tak sobie i w zasadzie nic nie zapowiadało tego, co na szczytach. A na szczytach hulał wicher i sypał śnieg. Każdy krok pod wiatr wymagał dużego wysiłku i choć szłam tamtędy w jeszcze gorszych warunkach i to aż Ustrzyk, tym razem po pewnym czasie zawróciliśmy w stronę Mucznego i stojącego tak auta. Pozwoliłam sobie jedynie na parę minut sam na sam z wiatrem:)
Śnieżyca:)
Powrót do domu do miłych nie należał, ale to już przeszłość, bo wszak wszystko mija i to, co dobre i to, co złe i my sami:)
Po przyjeździe już całkiem ciemną nocą poszliśmy z latarką zerwać ostatnie papryki (kosz), bo jednak minus trzy to dla niej za wiele:) Dzisiaj też szykuje się całkiem spory przymrozek, po którym zacznie się szaleństwo kolorów w naszych lasach:)
nie mogę pisać
OdpowiedzUsuń?
UsuńPięknie!!!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPrzepiękne zdjęcia. Bieszczadzkim wędrowcą jest mój brat, ja na razie podziwiam zdjęcia i chyba wolałabym maszerować w słońcu, mimo wszystko...
OdpowiedzUsuńjotka
Zmierzenie się z rozszalałą naturą, oczywiście w granicach rozsądku, daje mi silne poczucie bycia jej częścią. Bardzo lubię wiatr, a jego w Bieszczadach pod dostatkiem.
UsuńPozdrowienia dla brata:)
M
Też zdążyłam z paprykami i pomidorami:-) narzekaliśmy na upały, ale to uderzenie zimna było wręcz niemiłe. Teraz łazimy po lesie, zbieramy różne grzybki, dla siostry, bo dla nas przyjemność łażenia:-) Bieszczady mamy blisko, ale jakoś nas nie ciągnie do nich, za dużo ludzi, pozostają wspomnienia z lat wcześniejszych, a w górach nie było schodów:-) serdeczności.
OdpowiedzUsuńNa tych szlakach schodów jeszcze nie ma, a ludzi spotkaliśmy niewiele i byli niezwykle sympatyczni:) Bardzo wcześnie rano i przy kiepskiej pogodzie na szlakach jest zazwyczaj pusto. Wiadomo, wspomnienia są miłe, bo w nich nadal jesteśmy młodzi i nawet wódka nam nie szkodzi:)
UsuńPięknie! Gdybym mogła, ukradłabym Ci nie tylko zdjęcia, ale i wspomnienia. Na szczęście nie da się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Agnieszka
Zdjęcia oglądaj do woli, a piękne wspomnienia masz zapewne swoje tylko z innego czasu i z innych stron:)
UsuńM
Twoje Bieszczady, piękne zdjęcia, detale. Bardzo lubię i cieszę się, że tam byłaś. Uściski
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:)
UsuńBuziaki:)
Cudne to zdjęcie z tymi promieniami słonecznymi wyłaniającymi sie spoza drzew! Po prostu słów brak z zachwytu!:-))
OdpowiedzUsuńTo taka bieszczadzka "cała jaskrawość" Można rzec, że byłam tam w odpowiedniej chwili:)
Usuń