wtorek, 23 grudnia 2025

I znowu Święta jak co roku:)


Wszystkim odwiedzającym życzę dobrych Świątecznych dni:)


***
 Dostałam piękny prezent. Taki prezent odnawialny, który będzie ze mną zawsze:). Dostałam wiersz napisany dla mnie przez Małgorzatę Południak.  Taki prezent jest bezcenny:) Dziękuję bardzo.

 Dla Ciebie M.

Gdy wszystko już ucichło

Matka układa kwiaty w martwej doniczce,

przypina kokardę do słońca, które nie wschodzi.

Mówię: mamo, ono od dawna jest zepsute,

a ona, jak zawsze, poprawia moje błędy:

to nie słońce, tylko obłok, dziurawy, ale nasz.


Sąsiad z naprzeciwka

rozlewa czerwone wino na wydeptany śnieg,

mówi, że po tamtej stronie ulicy zawsze był raj,

ale nigdy go nie zauważyliśmy.

W jego dłoniach jabłka z zeszłego roku

przemieniają się w złoto.

„Nie trzeba być żywym, by rozumieć ogień” – dodaje.


W pokoju stoją książki, których nikt nie otworzy,

a jednak zapisuję marginesy – dla siebie,

dla nikogo, dla martwych owadów.

Tylko one wiedzą, jak smakuje pustka.


Przychodzą ptaki.

Ich skrzydła pachną czarnym chlebem

i zimą, która wciąż nie przyszła.

Gdzieś daleko padają pierwsze słowa:

witajcie, jesteście, czujecie.

Ktoś zamyka okno,

a my zbieramy ślady po obecności,

jakbyśmy szukali drogi w labiryncie –

nie ma wyjścia.


Pod koniec wieczoru

matka rozwiesza firanki,

cieknie po nich śnieg, który psy już zjadły.

„Jesteśmy bezpieczni” – mówi,

a ja po raz pierwszy jej wierzę.

***

I jak nakazuje moja tradycja, zamieszczam opowiadanie, które odnalazłam kiedyś w sieci. Opowiadanie to jest mi bardzo bliskie i wdzięczna jestem za nie autorowi.

No i stało się. Dzisiaj w nocy przyszły do mnie psy i zjadły cały ten świąteczny śnieg :(

"Święta bez śniegu. Najgorzej. Głodne psy atakują już nawet chmury. Zjedzą ten śnieg, cały śnieg na świecie.

Przez noc psy zjadły z gór cały śnieg. Zbocza są puste a psy najedzone. A ja jestem martwy. Tak bardzo i od dawna martwy. Psy jadły śnieg całą noc, wielką watahą przeczesując zbocza. Musiały być bardzo głodne. Wszyscy już dawno jesteśmy martwi. Moja martwa matka nakrywa stół obrusem. Wysypuje ciasteczka do miski. Z braćmi wybieramy nasze ulubione. Jest czarny ul na spirytusie i orzechowy półksiężyc i ciasteczko z rodzynkiem. Otwieramy wino bez wiedzy rodziców. Zamknięci w piwnicy rozlewamy je do słoików. Alkohol jest zimny, ale rozgrzewa. Kroki na schodach. To idzie babcia. Bardzo martwa. Uciekamy.

Ciocia zaprasza na obiad. Będą placki pieczone na blasze ze śmietaną lub mięsem. Wujek nalewa piwa do szklanek. Mama jest oburzona – nie wolno dawać dzieciom alkoholu! Mamo, przecież już dawno skończyliśmy studia. I wszyscy jesteśmy martwi. Ale nie mówię tego. Byłoby jej smutno. Według niej wszyscy są żywi i nie wolno pić piwa.

Żeby być jeszcze bardziej martwy wyjeżdżam w góry. W domu moich rodziców leżą martwe muchy. Bo zrobiło się ciepło i muchy się urodziły, a potem znowu zimno i umarły. Kiedy robię jajecznicę, wydaje mi się, że widzę jedną żywą. Jest przyczepiona do firanki. Dotykam ją drugim końcem łyżki i mucha spada na podłogę. Jest ewidentnie nieżywa. Za to sporą część stanowią muchy na wyczerpaniu. Kiedy dotknę je łyżką, odlatują. Bardzo powoli. Jakby przeciskały się przez gęstą zupę.

W stanie śmierci wszystko traci znaczenie. Trudno się na czymś skupić. Można opowiadać historie ale tylko do martwych ludzi. Żywym wydaje się, że żyją. To cała różnica. Wymyślają historię swojego życia. Urodziłem się wtedy i tam. Mam takie wady i zalety. Po sobie następują ważne wydarzenia. Dużo rzeczy jest bardzo ważnych. Mają przekonania i ulubione kolory. Są za nie gotowi pozabijać. Jeśli tylko ktoś naruszy granicę ich ciała. Albo zepsuje historię. Nagle wszystko trafia szlag. Robią się czerwoni. Gdy byłem jeszcze żywy, też to przechodziłem. Nie lubiłem wielu osób. A potem wtłaczałem je do swojej historii. Nie lubię go, myślałem sobie. I tak stawał się bohaterem, którego nie lubię, a moja historia stawała się smutną historią.

Psy wychodzą z lasów. Burza schodzi z gór. Jasne niebo jest daleko daleko stąd. Wataha schodzi powoli, konsekwentnie wyjadając cały śnieg. Cały! Nie ma ani jednego białego miejsca, góra obżarta do ziemi. Ale jest gwiazdka i nie przejmujemy się tym ani trochę. Ciocia podaje kolejny placek. Najlepiej smakuje z palców. O tak – chwyta go w palce i zawija do środka mięso, a potem zanurza w tłuszczu i podkłada mi pod usta. Placek jest pyszny. Najlepszy na świecie. Jeszcze nie piję piwa, bo jestem na to za mały. Czasami tylko jeden z wujów zanurza palec w wódce i daje mi do possania.

Musiałem mieć jakieś plany. Każdy ma jakieś plany. Na pewno widziałem historię, ale teraz jestem martwy i nic nie widzę. Wszystko okazuje się puste w środku. Puste psy schodzą po pustych zboczach. Pusta matka wykłada pusty obrus. Puste ciasteczka z nadzieniem. Ale nadzienie też jest puste. Mówię o tym mamie. O czym ty opowiadasz, dlaczego puste?Odpowiada. Na dowód przełamuje jedno z ciasteczek. Cały wszechświat się przełamuje! Cały wszechświat jest pusty! Widzisz – mówi – oto nadzienie. Nadzienie spływa jej po palcach. Puste nadzienie na pustych palcach!

Rada gminy ustala honorową straż przeciw psom. Mają się odbyć zawody w skokach narciarskich i nie dopuścimy, by wygłodniałe psy zaatakowały skocznię. Zgłaszam się na ochotnika. Rodzice uważają, że to bardzo szlachetne. Są ze mnie dumni. Wszystko puste! Wszystko puste! Psom pomagają czerwone ptaki pod wodzą mysikrólika. O tym jeszcze nie wiemy i nie jesteśmy przygotowani na wielką bitwę. To będzie nasz koniec.

Chodzę po domu w górach. Miejsce mojej śmierci, mój grób. Wszystko tak, jak zostawiłem. Gorąca herbata i martwe muchy. Mam kilka niedokończonych opowiadań. Muszę je napisać. Biegam z miejsca na miejsce. Za oknem wybucha pożar, który trawi cały wszechświat. Jestem tu bezpieczny, jestem tu bezpieczny. Pożar wszechświata to dobra historia do opisania. Czynię pożar swoją historią. Oto pożar, który przeżyłem.

Pod choinką leżą już prezenty. Są ładnie zapakowane. W świąteczny papier i złote wstążki. Otwieramy biblię i czytamy. Według mojej mamy  to znak, że wszyscy jesteśmy żywi. Płynie w nas ciepła krew. Kiedyś dostaniemy nadciśnienie i umrzemy. Ale należy się cieszyć chwilą obecną. Rozpakowujemy prezenty. Helikopter na sznurku – zawieszamy go na suficie. Lata w kółko. Można się nim bawić pół godziny dziennie. Potem padają baterie.

Święta bez śniegu. Najgorzej. Głodne psy atakują już nawet chmury. Zjedzą ten śnieg, cały śnieg na świecie. W Kalifornii ogłoszono stan alarmowy (wiem z internetu). Siedzę przy komputerze i szukam rozwiązań. Tak sobie przypominam. Mieliśmy kiedyś sukę. Oszalała i nie wróciła. Kiedy zostawiliśmy ją u sąsiada, ze smutku trzy dni biegała po górach. W końcu zastrzelił ją wujek myśliwy. Kilka lat później umarł na serce. Wtedy zdał sobie sprawę, że zawsze był martwy. Teraz opiekuje się naszą suką.

Trzeba ustalić plan. Myśliwi mają wąsy i strzelby. Są przygotowani. Ale nie wiedzą o tym, że psy umówiły się z ptakami i strzelby nie zdadzą się na nic. (Nie ma żadnych myśliwych, nie ma żadnych strzelb. Wszystko puste! Ale czytaj dalej. Za chwilę zaatakują nas psy zjadające śnieg i czerwone ptaki pod wodzą mysikrólika.)

Nadzienie ulało się na obrus. Co ja zrobię, pyta matka. Chcę jej powiedzieć – mamo, jesteś martwa. Nie przejmuj się obrusem. Wypierze się. Wszystko jest proste. Wkładasz obrus do pralki, sypiesz proszek, naciskasz guzik. Białe rzeczy. Chowamy je w obawie przed psami. Według specjalnego dekretu prezydenta wszyscy muszą chodzić na czarno do czasu rozwiązania problemu.

Na wigilię przychodzą goście. Jemy ciasteczka. Ktoś zaczyna: czy w niebie będziemy jedli? W niebie będziemy wszystko. Tak mówi ktoś inny. Owoce będą rosnąć dwanaście razy do roku. Umrzyjmy, umrzyjmy wszyscy. Chcę tak powiedzieć. Będziemy w niebie. Ktoś cytuje Biblię. Nikt mnie nie słucha. Ale chcę im powiedzieć jak będzie. Dawno umarłem i dawno już jestem w niebie. Siedzę z nimi przy stole. Jem ciasteczka i zlizuję karmel z palców. Nie chcę niczego więcej. Cały wszechświat je ciasteczka. Cały wszechświat oblizuje palce.

Psy zbliżają się do skoczni. Myśliwi strzelają bez rozkazu. Taka katastrofa! Zaraz zaczną się skoki. Zawodnicy rozgrzewają się. Co to będzie! Co to będzie! Strzelamy do psów. Zabiłem już dwa. Ale psy idą dalej, idą dalej na nas, wciąż głodne, chcą zjeść cały śnieg. Przylatują ptaki dowodzone przez mysikrólika. Istna awantura! Myśliwi strzelają na oślep, ptaszki dziobią ich w karki. Chodź ze mną, szepce mi do ucha ptaszek. Jest już martwy. Inaczej by do mnie nie mówił.

Unosi mnie za kołnierz i lecimy daleko daleko. Macham na pożegnanie znikającym obrazom. Kiedy psy zjedzą już cały śnieg, wtedy nadejdzie wiosna, mówię."

Znalezione w sieci opowiadanie Jana Cieślara.

niedziela, 23 listopada 2025

wtorek, 11 listopada 2025

Wolność.


Gdy tak się nieraz nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że wolność to tylko słowo, jak wiele takich słów. Nie znaczą, co chciałyby znaczyć, bo to niemożliwe. Za wysoko mierzą i dosięgły złudzeń. - Wiesław Myśliwski 



sobota, 8 listopada 2025

Piosenka duszka co mieszka w pana prezydentowym fotelu.

 A jak będę miał ochotę

to poburzę wszystkie miasta

a jak będę miał ochotę

to wypalę wszystkie lasy

dnem do góry 

poprzewracam

wszystkie morza

wszystkie rzeki

w kaszkę mannę

zetrę skały

koło młyńskie

bęc!

Tadeusz Śliwiak - Co dzień umiera jeden bóg (1959)


A jak będę miał ochotę

to podpiszę...

a jak będę miał ochotę

to dam Ukrainie Tomahawki

a jak będę miał ochotę

to zrównam Gazę z ziemią

a jak będę miał ochotę

to...

poniedziałek, 20 października 2025

Można rzec, że mroźna była noc.

 Solidny nocny przymrozek pozbawił klony całych kolorów. Minus pięć to już sporo:)  Od kilku dni sprzątam strych. Praca żmudna i ciężka, ale konieczna, bo może uda nam się wymienić pokrycie dachu jeszcze przed zimą. Jeszcze jutro czeka mnie pracowity dzień, a potem długo nic.







poniedziałek, 13 października 2025

Jesień jak chroniczna choroba.

 


"Jesień jak chroniczna choroba. Codzienna amputacja. i nagle chirurg obraca uważną i surową twarz; słoneczna nadzieja napełnia las, łąkę i ogród. A dzieje się tak tylko po to, żeby mały, najmniejszy, ledwo widoczny pajączek mógł wykonać swoje zadanie rozciągając w powietrzu gruzłowate smugi białych nici. Jednak myliłby się ten, kto wyprowadzałby stąd zbyt daleko idące wnioski." Julia Hartwig

niedziela, 5 października 2025

poniedziałek, 29 września 2025

No to mamy jesień:)





 Czekam na psiaka (5.10), operację prawej ręki (22.10), drugiego wnuka (koniec listopada) i święty spokój, a nawet pokój.


JESIENIĄ DRZEMIĄ WRÓŻKI - G TURNAU

Uratowane przed przymrozkiem:)



niedziela, 14 września 2025

Byłam na wakacjach:)

Ojczyznę kamieni odwiedziłam dzięki córce, za co serdecznie jej dziękuję:) Miałyśmy szczęście być tam w czasie kwitnienia wrzosów. Norwegia, bo to o niej, jest krajem pięknym i wartym zobaczenia. Mocne nogi, mocne buty i wodoodporne ciuchy są tutaj niezbędne no i oczywiście znajomość angielskiego, którym posługuje się chyba każdy Norweg (albo norweskiego). Norwegia może oczarować i trudno z nią się rozstać, a co najpiękniejsze, prawie wszędzie jest pod górkę:)


Kristiansand > Baneheia (jeziorka) > Ravnedalen (dolina z parkiem i pionową skałą) > Kristiansand Kommuneskog (kamieniste górki)








"Rivendell" :)





Tych cudownych polodowcowych jeziorek jest tak dużo, że chyba sami Norwegowie nie są w stanie ich policzyć:)




 Wrzosy i kamienie czy można chcieć więcej?










Autobusem do Mandal, miasteczko, sklep sportowy, plaża, po południu targ rybny w Kristiansand. Miasteczko bardzo ładne i przyjazne dla turystów. 
 Targ rybny
















 Kolejka Setesdalsbanen z Grovane do Røyknes > Tømmerrenna (zjeżdżalnia dla drewna) w Vennesla 





 
Klimatycznie:)





Kolejką przejechałyśmy tylko w jedną stronę. Drogę powrotną przeszłyśmy pieszo (5 kilometrów) takim to drewnianym miejscami bardzo już sfatygowanym lejem, który służył kiedyś do transportu drewna. Przeszłyśmy przez dwa mosty (120 i100 metrów) i jeden tunel. Córka, która nie kocha takich wysokościowych przyjemności, wykazała się wielką odwagą i szczęśliwie doszłyśmy do końca:) Na skutek dużych opadów deszczu trzy dni później doszło do osuwiska skał pod torami. Miałyśmy więc dużo szczęścia:)






A to mój norweski wierny towarzysz, który chodził i jeździł (poza lotniskiem) za mną wszędzie:)








Stała tutaj elektrownia wodna wykorzystująca siłę wodospadu.







kolejka


Wędrówka po uroczym skansenie Vest-Agder Museum i przemoczone buty i kurtki, po południu krótki wypad na morze, wysepka Kuholmane i śliskie kamienie







Jest tutaj co podziwiać. To miniaturowe centrum miasta (kvadraturen), stare chaty i ich wnętrza zbudowali emeryci.














 Grimstad - miasteczko poetów, trasa przez lasy i bagna, krótki odpoczynek nad jeziorem Rore. Zdjęcia wymieszane, bo zabrakło mi cierpliwości do mocy przesyłowej Internetu.! Nasze łącze ze światem po ostatniej awarii jest tak marnej jakości, że skutecznie zniechęca do jakiejkolwiek działalności.






























Obszar po byłej szkole ogrodniczej. Obecnie przekształcony na coś w rodzaju "muzeum upraw roślin" Trudno zakwalifikować to do czegokolwiek:)


Wiejska droga:)



Grimstad - kolejne "białe" miasteczko. Norwedzy uwielbiają kolor biały, który u nich świadczy o zamożności mieszkańców. Stare domy są tutaj wyjątkowo ładne i spacer po tych wąskich uliczkach należy do przyjemności, o ile nogi jeszcze dają radę zrobić kilka kilometrów więcej. Moje dawały, ale córki paluszki pokryły się bolącymi bąbelkami, bo nie ma nic lepszego niż nowe buty:) Należy jednak przyznać, że była bardzo dzielna i to ja czasem opóźniałam wędrówkę.





Z Polski i do Polski leciałyśmy  przez Amsterdam. A w kraju drony, alerty, syreny i brak internetu:)