Ponieważ nie ma zimy na wschodzie i czy chcę, czy też niekoniecznie chcę, robię to, co zrobić trzeba. Tak więc od tygodnia pracuję w sadzie. Lekko nie jest, bo nieustannie człowiek się starzeje, a tu jeszcze dłoń odmawia posłuszeństwa. Miało być po jesiennej operacji pięknie, a jest marnie. Ogólna kondycja też nienadzwyczajna i jeszcze ta dołująca pogoda. Jest sucho i nic nie wróży zmian. Z wielką chęcią zapadłabym w sen zimowy, ale jak pisałam, zimy nie ma. Ogromnie brakuje mi też naszego psa, który był moim wiernym towarzyszem asystującym przy każdej pracy. Dodatkowo pisarz, którego lubiłam i ceniłam, okazał się bardzo złym człowiekiem. Nie jest mi z tym łatwo.
Natura nie czeka, domaga się naszego starania mimo bólu tu i tam...
OdpowiedzUsuńCiężkie takie zmiany, trudno robić to co zwykle bez asysty przyjaciela.
OdpowiedzUsuń