Mam cztery gruszki nashi. Owocują bardzo obficie i niezawodnie. Nawet w tym nieowocowym roku.
Wiosną pięknie kwitną, a jesienią ładnie przebarwiają. Samo drzewko jest mało wymagające. Cięcia wiosną niewiele, jedynie po przekwitnięciu należy przerzedzić zawiązki. Owoce, moim zdaniem, są niezbyt smaczne, ale i one mają swoich smakoszy. W tym roku nieurodzaju nawet ja je polubiłam:). Można z nich robić soki, można jeść prosto z drzewa, a i można robić octy gruszkowe. Ja dorzucam do gruszek garść owoców derenia, albo rokitnika, albo dzikiej róży, albo aronii.
Octy gruszkowe.
Jedyne jesienne jabłka (:
A tak było w zeszłym roku(:
Rybak zamienił się w Grzybiarza i codziennie przynosi coś w koszyku:)
Borowiki smażone w panierce na śniadanie.
Kotlety z opieniek na obiad.
Borowiki suszone na zimę złą.
Maślaki z mojego Lasu Bez Nazwy.
Grzybów, a właściwie ich przebierania, mam już dosyć. Muszę tylko jakoś zamienić Grzybiarza w Rybaka :). Jutro a w zasadzie już dzisiaj, bo 24 minęła, nastawiam wino z winogron. Będzie dobre wino na zły czas :)